» Będę żoną szefa, Gala
Justyna Pochanke
Justyna Pochanke (fot. Gala)

JUSTYNA POCHANKE
Będę żoną szefa
Justyna Pochanke wychodzi za mąż. I to za swojego szefa Adama Pieczyńskiego, dyrektora programowego TVN 24. Po siedmiu latach samotności popularna dziennikarka telewizyjna znalazła mężczyznę swojego życia. Kiedyś myślała, że do szczęścia wystarczy jej córka Zuzia i praca. Dziś wie, że nie.
Wszyscy znają jej twarz z programów informacyjnych TVN 24. Charakterystyczny niski głos i wyjątkową dociekliwość. Rozwiodła się kilka lat temu. Z tego związku ma córkę Zuzię. Teraz nareszcie będzie miała fajną rodzinę i prawdziwy dom.

GALA: Pochanke - Kochanke. Czy to prawda, że jesteś związana ze swoim szefem Adamem Pieczyńskim?
JUSTYNA POCHANKE: Tak, to prawda.

GALA: O, to komplikuje sprawy zawodowe.
J.P.: Tak, miałam z tym problem. Ale ponieważ całe życie spędzam w pracy, to właśnie tam spotkałam mężczyznę swojego życia! Na początku myślałam: "Rany, co ludzie powiedzą, co sobie pomyśli cały świat". A potem emocje opadły i doszłam do wniosku, że przecież pracuję 13 lat. Nikt tego nie robi za mnie ani ja nie robię tego, siedząc komuś na kolanach. Jedyny praktyczny problem to to, że teraz muszę negocjować moje sprawy w firmie z szefami wyższego szczebla. Gdybyśmy z Adamem ukrywali nasz romans, gdyby to było tajne przez poufne, jakaś podziemna miłość, może ludzie by się tym emocjonowali.

GALA: Pracujecie razem 3 lata, a uczucie spadło na was jak grom z jasnego nieba? J.P.: Czy nagle? Gdzieś telepało się nam coś po głowach. Ale musiał nadejść taki dzień, w którym wszystko stało się jasne. Wypaliliśmy razem 10 papierosów w pełnym słońcu, porozmawialiśmy o swoich córkach, o psach. I tak rozmawiamy o tym do dziś. Jest taka teoria, że ludzie dobierają się na zasadzie podobieństw i przeciwieństw. My do podobieństw możemy wrzucić wszystkie zawodowe sprawy, do przeciwieństw - charaktery. Adam jest opanowany, spokojny, w żelazny sposób konsekwentny. A ja - czajnik emocjonalny.

GALA: Nie szukałaś miłości?
J.P.: Praca i dziecko zaspokajały mnie emocjonalnie. Nie chciało mi się nigdzie wychodzić. Jestem sama wieczorem? I co z tego? Obejrzę sobie film na wideo albo pójdę spać. Pójdę szukać kogoś, poznawać? Czy ja jestem myśliwym?! Wokół miałam fajnych kolegów, ale nie patrzyłam na nich jak na facetów do wzięcia. Moje życie to była praca, dom, dom, praca.

GALA: Czyli czeka cię teraz prawdziwa rewolucja. Wyjdziesz za mąż?
J.P.: Pewnie. Nie można mieć wszystkiego, ale marzyłam o fajnej rodzinie. Zawsze myślałam, że może się układać tylko w jednym życiu, na przykład w zawodowym. Mam bardzo fajną i ciekawą drogę zawodową, ale wracam do domu, w którym ciągle czeka stęsknione dziecko.

GALA: A propos życia zawodowego: dlaczego nie prowadzisz głównego wydania Faktów? J.P.: Byłam ustawiana w naturalnej opozycji wobec Tomka Lisa. Bo on to dziennikarz z charyzmą i charakterem, a ja baba z charakterem.

GALA: Podobno był taki pomysł, żebyście współprowadzili Fakty?
J.P.: Do mnie taki pomysł nie dotarł.Tomek był sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Takie miejsce zawsze tam zajmował.

GALA: Nie chciałabyś prowadzić okrętu flagowego TVN?
J.P.: Nie miałam nigdy poczucia, że powinnam. Mam swój 60-minutowy program, który od pierwszej do ostatniej minuty układam sama, sama też zapraszam gości. Przyznam, że zaproponowano mi prowadzenie Faktów, ale odmówiłam. To było cały czas miejsce Tomka Lisa, a ja szanuję czyjś teren. Wiedziałam, że będzie to odebrane jako zajęcie jego terytorium, takiego gorącego fotela.

GALA: Ale Bogdan Rymanowski usiadł na tym miejscu.
J.P.: Boguś był naturalnym kandydatem. Od początku pracuje w TVN-ie, razem z Moniką Olejnik prowadził Kropkę nad i. Pojawił się w Faktach już we wrześniu ub.r. To jest też kwestia charakteru. Bogdan to siła spokoju. Ja natomiast wszystko biorę sobie do serca. Kiedy robię program, który jest podszyty nerwami, a do tego dokłada się jeszcze czyjaś złość, żal, zawiść, poczucie krzywdy z mojego powodu, nie jestem w stanie pracować, usiąść, uśmiechnąć się i powiedzieć: "Dobry wieczór. Fakty, Justyna Pochanke. Zapraszam". Drugim powodem, dla którego nie chciałam prowadzić Faktów, to taka dziennikarska trudność rozstania się z wywiadami. W TVN 24 prowadzę wywiady i jest to formuła, w której sprawdzam się znacznie lepiej niż w czystej prezenterce. Mam świadomość, że poszłam krok dalej. Nie przedstawiłam się, odczytałam, tylko dowiedziałam się czegoś. Fakty są świetne. Bez nich wydaje mi się, że nie mam tej kropki nad i, nie mam tego ostatniego komentarza Sekielskiego, Sianeckiego. W TVN 24 siada przede mną Nałęcz, Borowski, Miller, Rokita, Celiński, Cimoszewicz. Już nikt nie odmawia i to jest zwycięstwo nad oglądalnością, nad masą, nad wielkimi światłami.

GALA: Kto kontroluje to, z kim i o czym rozmawiasz?
J.P.: Cenzury politycznej nie ma. Nigdy w życiu nie usłyszałam: Dlaczego zadałaś Millerowi takie pytanie, dlaczego tak często zapraszasz Rokitę, po cholerę nam Giertych, a jak jedziesz do prezydenta, nie poruszaj sprawy Rywina. Kontroluje mnie Adam Pieczyński, dyrektor programowy, Maciej Sojka, prezes TVN 24, i Mariusz Walter. Nie cenzurują, tylko oceniają moją pracę, raz do roku wystawiają mi globalną ocenę zawodową.

GALA: Myślisz, że długo jeszcze będziesz pracować w programach informacyjnych?
J.P.: Wiem, że ten wycinek dziennikarstwa - newsy telewizyjne - nie jest na wieki wieków, bo makijaż powoduje, że kobieta starzeje się dwa razy szybciej, bo papierosy i kawa zostawiają swoje ślady, bo w takim tempie nie da się żyć. W Polsce wymieniamy kadry zbyt nerwowo, stawiamy na urodę, na młodość. To jest prezenterka, ale ważne jest jeszcze dziennikarstwo. Kiedy jadę do Nowego Jorku i obserwuję ekipy wielkich światowych telewizji, to widzę, że tam są dziennikarze po pięćdziesiątce. Może kiedyś uda mi się wytłumaczyć, że to, że mam 50 lat, oznacza, że od 30 lat pracuję w zawodzie, mam doświadczenie, wiele wiem i rozumiem, i świat nie ma dla mnie niespodzianek.

GALA: Prowadzisz program o 17.30, potem Fakty o 23.30. Jak ustawiłaś sobie sprawy domowe? Czy ty w ogóle bywasz w domu, widujesz się z córką?
J.P.: Wracam o 1 w nocy do domu, zanim się "odkręcę", uspokoję, uciszę, jest 3. O 7.30 idziemy z Zuzią do szkoły. Nie chcę tego zmieniać, bo musi być jakiś stały punkt programu. Nie dopuszczę, żeby Zuza mówiła: Mamusiu, nie ma cię, gdy zasypiam, a jak się budzę, to nie masz siły odprowadzić mnie do szkoły, nie chodzisz na wywiadówki, bo wtedy jesteś w pracy.

GALA: A jak córka zareagowała na nowego mężczyznę u twojego boku?
J.P.: Zuźka kocha Adama. I jest dla niego księżniczką. Trafiła na faceta, który mówi do niej i jej słucha. Siedem lat nikt do nas nie przychodził, nie zmieniali się przyjaciele i wujkowie. Ona miała wielką potrzebę faceta. A tu dookoła same kobiety: babcie, niańka. W zerówce odkryła, że normalne jest to, że Magdę odbiera tata i jadą razem do domu, nie tata do jednego, a mama do innego. A teraz pierwszy raz widzi ludzi, którzy się przytulają. Nawet bywa zazdrosna. Prawdziwa mała kobietka!

Rozmawiała DOROTA WELLMAN

 

 

 

strona główna | (c) 2006 - 2007 justyna-pochanke.tv.pl